![]() |
| |||
Obozy: [Sokołowice, Kraków-Liban] |
![]() |

Esesmani i funkcyjni
Mianem polskiego błota określam tych Polaków funkcyjnych, którzy z całą bezwzględnością męczyli nas, jak szliśmy do pracy. Wtedy nam nakazywano śpiewać. Jeśli był w dobrym humorze i kazał śpiewać to jeszcze było znośnie, ale czasami były takie wypadki, że nas bez wiedzy niemieckiego inspektora i bez wiedzy niemieckich zarządców dodatkowo męczyli. Najbardziej bolało to, że ci, którzy zostali wybrani na tzw. vorarbeiterów, vorwerkerów, werkmeisterów, ci czasami byli bez litości wobec więźniów. Zachowywali się czasami gorzej niż Niemcy wobec tych biednych ludzi. Kiedy więzień szedł po kawę, czy herbatę, czy po zupę na obiad, ten Polak stał z grubą gumą i lał po rękach, gdy więzień brał pożywienie. Więc zamiast się trochę posilić, nabrać trochę sił, to więzień był bity. Ten zbrodniarz odebrał lub popsuł życie wielu kolegom. I wtedy myśmy zaczęli interweniować wobec tych półdiabłów czy diabłów, jak myśmy ich nazwali. Oni bardzo marnowali chłopaków, kiedy ci wracali z pracy. Jeżeli werkmeister był wściekły, to zamiast zarządzić marsz normalny, łagodny, to on nakazał ludziom robienie żabki. Na czym żabka polegała? Tak się należało pochylić i skakać jak żaba, dopóki on nas trzymał na rozkazie. To było bardzo niedobre. Podobnie było, kiedy kazali nam śpiewać, bo nigdy nie było wiadomo czy się dobrze śpiewa, czy nie. A oni niezależnie czy byli zadowoleni, czy niezadowoleni, wyprawiali z nami okrutne rzeczy. Robili sobie z nas żarty, ale nas to kosztowało bardzo dużo.Sokołowice 1940
Esesmani i funkcyjni, Żywność w obozie, głód, więźniowie innych narodowości
Bieg życia, trochę gorszy, zaczął się od nowa w Krakowie, gdzie Niemcy przemieścili cały obóz. Była to ulica Mogilska na Dąbiu, tam się zaczęła inna praca. Ciężko pracowaliśmy na dworcu kolejowym w Bieżanowie i Płaszowie przy budowie torów. Tam były te straszne obozy i tam był ten Niemiec Göth, który niesamowicie mordował Polaków. Było tam nieco mniej Polaków, a więcej Żydów. Romów też tam było dużo. Byli niesamowicie traktowani, niesamowicie bici i zawsze głodni! Junacy nie byli aż tak głodni, ale nie byli też pojedzeni. Nie płacono nam prawie nic, a jedynie marne grosze. Z wyżywieniem również wiązała się bardzo przykra sprawa: przeważnie chłopaki chodzili głodni. Nic się nie dało zarobić, a ucieczka, czy nie zgłoszenie się do pracy groziło bardzo niebezpieczną karą: albo brali więźnia do piwnicy na Widowie, albo szybciutko wysyłali go do obozu karnego w Libanie w Krakowie. A tam już było piekło. Chłopaki byli nie szanowani, bici, kopani, nikt się z niczego nie wyliczał. A ten inspektor miał obłęd w niszczeniu polskich chłopaków.Kraków-Liban 1940
Ucieczka z obozu
W baudieńscie jeśli było sześćset, siedemset osób, to tych junaków, którzy byli oddani niepodległości i byli w konspiracji, to może było pięćdziesięciu, może sześćdziesięciu. Tam mieliśmy własną podchorążówkę i ta podchorążówka była aktywna nie tylko w baudieńscie. Na Dąbiu były dwie drużyny, może 25 osób. Myśmy byli związani dyscypliną i ta dyscyplina nam wskazywała co i kiedy robić. Nasi dowódcy w pewnym momencie w dniu 7 lipca 1944 w godzinach popołudniowych postawili alarm. Jak padł rozkaz, że musimy wyjść to momentalnie wyszliśmy. Nawet niczego nie zabrano, nic, ani ubrania nawet. Poszliśmy pod młyn na ulicy Mogilskiej, a spod młyna do Kocmyrzowa, z Kocmyrzowa nas przewieziono do Owczar. Tam przenocowaliśmy jedną noc w szkole powszechnej i stamtąd przeniesiono nas na Ramę i na Ramie włączyliśmy się do akcji, zaczęło się życie wojskowe. Okazuje się że myśmy dla junaków byli wzorem, czymś dodatnim. Jak ludzie się dowiedzieli że myśmy uciekli, to też uciekali. I obóz się szybko rozwalił.Kraków-Liban lipiec 1944
Praca niewolnicza | ||
Posłuchaj:
| ||
Sokołowice 1940 |
Esesmani i funkcyjni | ||
Posłuchaj:
| ||
Sokołowice 1940 |