Zapomniane Obozy

Strona archiwalna

 
Kontakty z ludnością cywilną, Żywność w obozie, głód / Paweł Stanieczek
Myśmy oczywiście więźniów widzieli. Osobiście nawet byłem w pomieszczeniach tych więźniów. Tak się składało, że mój ojciec miał dość dobre układy z niektórymi strażnikami, którzy na pewne rzeczy przymykali oko. Pracował jako robotnik w pakowni, tam gdzie pakowano cement. Kiedy była taka okazja w różnych miejscach zostawiało się rożnego rodzaju artykuły żywnościowe: chleb, słoninę, to co można było w owym czasie dostać i co również można było samemu w jakiś gospodarczy sposób załatwić. Była możliwość przenoszenia artykułów spożywczych, głównie chleba, ziemniaków, słoniny, ponieważ prawie w każdą sobotę szliśmy z ojcem na teren cementowni. Tam w specjalnych pomieszczeniach była łaźnia i tam można się było wykąpać. Wtedy oczywiście ojciec wykorzystywał nas, mnie i brata, żebyśmy te artykuły żywnościowe przenosili. Nas jako dzieci, ci gestapowcy, strażnicy nie rewidowali, nie patrzyli, co się niesie.
Kontakty z ludnością cywilną, Żywność w obozie, głód / Paweł Stanieczek
W pobliżu drogi do kamieniołomu mieszkała wdowa Małyszowa i miała dwie córki, już takie po dwudziestce. One chodziły po gospodarzach i zbierały ziemniaki. Potem te ziemniaki gotowały i kładły w tych miejscach, gdzie przechodzili więźniowie. Kiedy szli, zginali się i zabierali sobie ziemniaki. Dla tych więźniów też to było pewne ryzyko, bo ten gestapowiec miał prawo go zastrzelić. Ale przynajmniej mi nie są znane przypadki, żeby coś tam złego się wydarzyło. Strażnicy albo się odwracali, albo udawali, że nie widzą. Bo gdyby naprawdę wszyscy byli tacy służbiści, toby nic się nie dało zrobić. Ci strażnicy przysłani z Oświęcimia, to byli faktycznie sadyści. Ale ci, którzy nie bardzo chcieli iść na front, którzy wymyślali jakieś tam choroby i zostali skierowani do pilnowania więźniów, to byli lepsi. Przecież ta załoga liczyła przeszło stu dwudziestu strażników, nie licząc tych szefów.
Esesmani i funkcyjni, Żywność w obozie, głód, więźniowie innych narodowości / Józef Gajda
Bieg życia, trochę gorszy, zaczął się od nowa w Krakowie, gdzie Niemcy przemieścili cały obóz. Była to ulica Mogilska na Dąbiu, tam się zaczęła inna praca. Ciężko pracowaliśmy na dworcu kolejowym w Bieżanowie i Płaszowie przy budowie torów. Tam były te straszne obozy i tam był ten Niemiec Göth, który niesamowicie mordował Polaków. Było tam nieco mniej Polaków, a więcej Żydów. Romów też tam było dużo. Byli niesamowicie traktowani, niesamowicie bici i zawsze głodni! Junacy nie byli aż tak głodni, ale nie byli też pojedzeni. Nie płacono nam prawie nic, a jedynie marne grosze. Z wyżywieniem również wiązała się bardzo przykra sprawa: przeważnie chłopaki chodzili głodni. Nic się nie dało zarobić, a ucieczka, czy nie zgłoszenie się do pracy groziło bardzo niebezpieczną karą: albo brali więźnia do piwnicy na Widowie, albo szybciutko wysyłali go do obozu karnego w Libanie w Krakowie. A tam już było piekło. Chłopaki byli nie szanowani, bici, kopani, nikt się z niczego nie wyliczał. A ten inspektor miał obłęd w niszczeniu polskich chłopaków.
Żywność w obozie, głód / Genowefa Kowalczuk
U nas nie było ubikacji w barakach, tylko się wynosiło fekalia wiaderkami. I ja się zawsze zgłaszałam na warte nocną, żeby wynosić kible, zwykle w dwie osoby. Były tam koguty, to znaczy strażnice, gdzie stali wachmani A ponieważ oni wiedzieli, gdzie była latryna i gdzie się wylewa fekalia, to idąc z wiaderkiem należało wołać: "Ige austre, ige austre". Wtedy on to echo słyszał i wiedział, że idę tam, a nie gdzie indziej. Później więc dobrałam sobie koleżankę Teresę, zawsze jej coś tam dałam, ale ostrzegłam ją, żeby nie skarżyła: "Ty też wtedy dostaniesz, bo ja będę skarżyć na ciebie". Teresa szła więc do latryny i wołała: "Ige austre", a ja leciałam do ogrodu po cebulkę, po to, po tamto. Bo w obozie głód jak pieron!, a tu widzisz drzewko - gruszeczki wiszą, tam jabłuszka, tu pietruszka, tu marchew, tu kapusta. A te dzieci idą tą szlaką do ubikacji i patrzą na to.
Kontakty z ludnością cywilną, Żywność w obozie, głód / Julia Zawalna
Jak przyszło nam w nocy albo rano stać na apelu, to staliśmy od najmniejszego do największego, rodzinami według alfabetu. Esesmani coś wyczytywali, więc chyba tato musiał odpowiedzieć, że jest pełny skład rodziny lub że ktoś już ubył. A bardzo ludzi ubywało, bo z tego głodu to umierały niektóre dzieci. Najczęściej takie pańskie dzieci z Krakowa, nauczone lepiej zjeść. Tam u nas na wiosce tak nie było, myśmy bardziej byli odporni. W obozie tato nieraz jak szedł z pracy, to przyniósł nam w nogawce buraka. Na surowo buraka czy kartofel my zjedli. Jak nieraz mówili, że surowy kartofel może zaszkodzić, tak nam nic nie zaszkodziło: ani biegunka, ani nic. Może tam jakiś Ślązak w kopalni dał tacie coś do zjedzenia, bo jak kartofla przyniósł to dał go nam. On tego jedzenia jadł tak malutko, a miał tak ciężko pracować w kopalni, czy na tartaku. A tak przez druty nikt ci nic nie przerzucił, bo się ludzie bali. Niemców to się jednak bali. Myśmy już tak czekali na tego tata, a był dzień że nic nie przyniósł. W zimie nie było ani buraka na polu, to już nic nam nie przyniósł.
Żywność w obozie, głód / Genowefa Kowalczuk
Pralnie przeszłam, kuchnię przeszłam i trzy razy byłam na folwarku. Folwark - to jest co? Tam już nie karano cię za to, żeś zjadł marchew, czy cokolwiek. Co było w ogrodzie, to mogłeś to zjeść. Nawet chyba nie zwracał nikt uwagi na to, że jesz, a to nas dużo ratowało. Tylko praca była ciężka: tam wstawali o piątej, o czwartej rano do krów, do zwierząt. Jedzenia nie było aż tak dobrego, bo wiem, że kobiety pracujące przy świniach to były kobiety z wolności. A to dlatego, że my byśmy te ziemniaki dla świń zjedli i tylko plewy byśmy dawali świniom! Więc jak ugotowali w kotle ziemniaki to ja i inne cwane dziewczyny wiedziałyśmy, kiedy będą te ziemniaki wysypywać świniom. Ja ubóstwiałam swoją kiecę, bo ta sukienka była taka szeroka, że sobie do niej nakładłam tych ziemniaków i w nogi. To znaczy, że nie byłyśmy pojedzone. Chleba na pewno było bardzo mało (oni piekli chleb), a jak była zupa zalewajka, to nie zawsze dostało się jej do syta.
Żywność w obozie, głód / Julia Zawalna
Mama w jednej chwili, kiedy my tak były głodne, że my ciągły mamę: "Daj nam chleba, jeść nam daj!". Mama wtedy - a bardzo religijna była - zaczęła krzyczeć i tak: "Chyba Boga nie ma, bo - mówi - dlaczego widzi, że te dzieci tak głodują". Mama już tak zwątpiła, zaczęła płakać i mówi: "Jutro wystąpię". Bo wystarczyło tylko wziąć nas i pod ten mur pójść, jak lagerführer był, i już by nas nie było. Tato wtedy: "Daj spokój żoneczko, daj spokój". A my już mówiły z siostrą: "My już nie będziemy, mamo, my już nie będziemy chciały jeść!" Ale to taki był moment, bo oni nas eksperymentowali tylko na tym głodzie.
Żywność w obozie, głód / Władysław Michalik
Nade mną na pryczy spał chory więzień. Na wieczór dostawaliśmy pajdkę chleba. Ponieważ on był już chory to nie jadł już tego chleba, tylko schował sobie do siennika. Ja to widziałem, ale rano nie mogłem tego zabrać, bo inni więźniowie by widzieli. Pomyślałem więc, że przyjdę podczas dnia i ten chleb sobie wezmę. Ten więzień już rano zmarł. Człowiek był głodny to.... Dzisiaj bym już nie wziął tego. W czasie pracy pobiegłem do baraku, wziąłem ten chleb do kieszeni, a ten Landsdorf mnie zobaczył i spytał: "Po coś tam był?". Ja już troszkę znałem niemiecki, więc odpowiedziałem, że zapomniałem sobie chleba i pokazałem tą pajdkę. Wtedy on wyciągnął pejcz, krzyknął "Achtung!" Stanąłem więc na baczność. Huknął mnie pejczem w głowę, a jak się zasłaniałem rękami, to po rękach mnie bił. To znów po uszach mnie bił. Tak mi głowa spuchła i te uszy. Tak mnie sprał.
Żywność w obozie, głód, warunki życia w obozie / Alina Rumun
Pamiętam, że był taki okres, może połowa mojego pobytu w obozie, że mieszkaliśmy w takich jakby pokoikach. W tych pokoikach było dobrze dlatego, że już ludzie byli bardziej dobrani. W jednym były trzy lub cztery osoby. Pamiętam, raz byłam w takim towarzystwie całkiem miłych osób. Myśmy się zawsze dzieliły, jak coś miałyśmy. No ale właściwie to cośmy miały? Prawie nic! Moja macocha czasem przyjeżdżała, to wtedy coś tam od niej dostałam. Ale potem trzeba było się też ze swoimi sąsiadkami podzielić, bo one jak coś dostawały, to też zawsze dały mi kawałeczek. Pamiętam, że jakiś czas mieszkałam z takimi spokojnymi, całkiem przyjemnymi kobietami. I starałyśmy się utrzymać jako taki porządek w tych pokojach, żeby nie żyć jak świnie, jak prosięta w tym brudzie. Dawali nam do jednej miski trochę wody, żebyśmy mogli sobie oczy przemyć. Zdaję się raz, może dwa byliśmy w kąpieli, w prawdziwej kąpieli. A tak to dosłownie tylko można się było maznąć i wytrzeć jakimś kawałeczkiem ręcznika, bo ręczniczek pozwolili mi zostawić. Niedziele chyba były wolne, tośmy tak sobie śpiewali jakieś pieśni, modliłyśmy się wspólnie. Nie tak ostentacyjnie, tylko w tych naszych pokojach. To nie była jedna wielka cela. Tylko jadalnia była taka wielka. W tym budynku było coś dawniej, nie wiem czy internat, czy coś innego.
Żywność w obozie, głód / Franciszka Maria Sołtys
Któregoś dnia mamusia była na zewnątrz tego baraku i zobaczyła brata swojego ze Szczebrzeszyna, który z kolegą niósł, z więźniem, w takim dużym kotle parowane ziemniaki dla koni. Wujek jakoś ukradkiem przez tę kratkę w tej siatce mamusi dał chyba ze trzy czy cztery te ziemniaki. Mamusia przyniosła, to ja nie wiedziałam - co to za owoce? Co to jest za smak? To było coś tak nadzwyczaj dobrego po tym jedzeniu, które myśmy tam dostawali.
Żywność w obozie, głód / Wiktor Woźniak
Pracowaliśmy o głodzie, bo na rano o 6 godzinie ugotowaną na kuchni herbatę (kucharze zaczynali pracę wcześniej jak my) i do tej herbaty po jednej kromce chleba, pocięte już były kromki z tego konwiśnego chleba granatowego. To była jedna kromka, ale takiej grubości, że można było przez nią księżyc widzieć, jak się świeci - bardzo cienka kromka. Lepsza była kromka, jaką mi się udało może dwa razy dostać, pajdka od samego końca, to ta była troszkę grubsza i wysuszona. Na tej kromce była mała kostka margaryny i to było całe jedzenie. W południe dostawaliśmy znowu litr zupy. Każdy miał swoją miseczkę, podchodziliśmy do kotła i ten pomocnik kucharza dzielił te zupę. Jakby któryś zatrzymał miseczkę dłużej, żeby wszystko wyleciało z czerpaka, to on odwinął tą łyżkę i w głowę puknął. Więźniowie się bali, więc szybciutko, jak dolewał już, brali miseczkę i uciekali. Na wieczór dostawaliśmy znowu litr kawy, pseudo kawy, bo była z niewiadomych liści, mówili że z jaworowych. I pajdka chleba z tą odrobiną margaryny. To było całodzienne utrzymanie przy tak ciężkiej pracy!
Żywność w obozie, głód / Adela Kościelniak
Ciocia była najpierw wywożona do pracy gdzieś na roli, to nam było troszkę lepiej, bo przywiozła nieraz czegoś. A potem w Raciborzu złamała rękę i już nie pracowała, została inwalidką. Nie było żadnej pomocy medycznej. Kuzyn mój był tak potwornie wychudzony w tym obozie, bo jeszcze miał jakąś chorobę zakaźną, nie wiem, czy to był koklusz. Ja ten widok jego do tej pory pamiętam, jaki on był chudy i te ręce takie opadające, to do tej pory pamiętam. Zmarł zaraz po wojnie na grzybicę płuc.
Żywność w obozie, głód, relacje między więźniami w obozie / Teofila Silberring
Relacje między więźniami były różne: jedni byli do przyjęcia, inni kradli. Dostawaliśmy kromkę chleba, jeden zjadł ją od razu, bo uważał że głód mu jakoś przejdzie, jeden sobie chował po kawałeczku, jeden zbierał te okruszynki. Każdy robił co uważał. Ja sobie chowałam, ale kiedy spałam to ktoś mi ukradł. Ja się wtedy pierwszy raz załamałam, płakałam niesamowicie, a poza tym wiedziałam kto mi to zrobił. Była taka matka z córką i ta matka ukradła dla niej, bo ją nie obchodziłam ja, ważna była córka. Może ja bym zrobiła to samo na jej miejscu. A tak relacje były dobre. Co się robiło? Tak zwane "gotowanie" przed snem. Jedna gotowała obiad: "Dziś jemy na obiad mielone mięso". To dotyczyło oczywiście przyszłości. "A dziś jemy jajecznicę i piejmy mleko". Jedna opowiadała, a myśmy jej słuchały, słuchały, i oczywiście ściskało nas w gardle. I to było nasze codzienne zajęcie. I nasze marzenia - co zrobimy jak wyjdziemy z obozu. Ta chciała to, ta pójdzie tu, ta pojedzie tu.
Kontakty z ludnością cywilną, esesmani i funkcyjni, Żywność w obozie, głód / Wit Sytnik
Głód jednak zmuszał do wszystkiego, głód jednak jest tym prowodyrem że tak powiem dobra i zła. Bo jak człowiek jest głodny to patrzy żeby gdzieś ukraść, coś zdobyć, skoro nie może oficjalnie zdobyć. Tak samo myśmy robili. Jak w tej kolumnie, "wietkolonne", cośmy chodzili po łąkach to ja i Stasiu Latarski chodziliśmy na przybrzeżne łąkowe osiedla, na tereny łąk potulickich. Chodziliśmy po gospodarzach za chlebem. Nas była taka brygada, 11 osób, młodzieży i nas dwóch chodziło po zaopatrzenie, a reszta robiła dla nas wiązanki, żeby mieć jak wchodziliśmy do obozu wiązankę wikliny. I jak przynosiliśmy żywność, to dla wszystkich. Tutaj w Turze także tak było. Była jedna z gospodyń, która piekła wiejskie bochenki chleba i nam dawała dwa bochenki chleba co jakiś czas. I jeden właściciel Turu, pałacu, widział jak szliśmy obładowani chlebem. Z dubeltówką szedł, widział, że my obozowcy, a obładowani chlebem idziemy, i zaczął do nas strzelać. Ale uciekliśmy szybko na łąki. Kapo był też zwolennikiem tego, bo też dostawał swoją porcję żywności. Nieraz szli z nami esesmani. Ale jak szedł esesman, to nie wiedział, gdzie kto, bo myśmy się rozpraszali po łąkach, po kępach wiklinowych i on wszystkich i tak nie widział. Byliśmy na łąkach potulickich, łąki sięgały aż do stawów i tam myśmy poszli po ryby, złowić ryby. Robiliśmy ognisko i w papier zawijaliśmy w gazetę tę rybę. Ona się w tej gazecie, w tym papierze ugotowała i jak gazetę zdejmowaliśmy, to skrzela, łuski, wszystko z gazetą odchodziło, i zostawało czyste mięso. Esesman dostawał też swoją rybę, całego takiego karpia zjadł i nic nie mówił.
Żywność w obozie, głód / Józef Szmigiel
Podstawową potrawą była zupa z brukwi, nie z jarzyn, tylko z pastewnych roślin, które zwierzęta otrzymywały, brukiew. Co jeszcze? Jeszcze była czarna kawa i czarny chleb, żadnego mazidła do tego, nic, żadnej margaryny, o maśle nie mówiąc. To wyżywienie było takie, że na dłuższą metę człowiek musi umrzeć. Na szczęście mój ojciec, jak dostał pracę, to jako kierowca wyjeżdżał też do Czech, coś tam przywoził, wywoził. Za każdym razem przywoził żywność, a to owoce, a to jakieś coś tam. I dzięki temu myśmy przeżyli w jako takiej kondycji.
Żywność w obozie, głód / Franciszek Wojczyński
W Smukale straszny głód był. Dawano nam na tydzień takie dwa chlebki na osobę, jak były dwie osoby, to trzy chlebki tylko. One były pieczone z trocin i ziemniaków. Zjadało się to... Jak otrzymywaliśmy, to zjadało się na kolację. Raz się człowiek najadł. A potem to niby te obiady... Były okresy, że jak na wiosnę otwierali kopce, to segregowane ziemniaki, te maleństwa, które były, to gotowali, brudne takie wrzucali do kotła i dostawało się takie dwa ziemniaczki. Zmarznięte. Tak jak ślimak, takie były śliskie. Dostawało się dwa ziemniaczki i ćwierć litra wody, co te ziemniaki były ugotowane, bez soli, bez niczego. A prowadzili nas prawie jeden kilometr na ten obiad, bo obóz był z jednej i drugiej strony Brdy. Jak przychodziło się, człowiek wciągnął to, wodą popił i to było wszystko. Ja tam z głodu... Była możliwość, że tam nad rzeką można było zrobić sobie ognisko. Ja zrobiłem ognisko, tam więcej było takich i gałązki opalaliśmy, i jedliśmy ten węgiel drzewny, żeby zaspakajać głód. A zielska to nigdzie nie znalazło się, bo to wszystko było wyskubane, wyjedzone.
Żywność w obozie, głód / Irena Lasoń
Dali nam tej zupianki rzadkiej: gąsienice takie sztywne tam pływały. Dzisiaj to bym to zjadła, ale wtedy się brzydziłam tego, mimo tego głodu strasznego. Jak kapustę kroili to z piaskiem, z gąsienicami. Jak była zupa buraczana, to nie było w niej buraków, tylko nacie grube jak palec. To jeszcze było zjadliwe, ale jak dali naci z kalarepy to była bardzo twarda. Trzeba było jednak zjeść. Jak się trafiło na ziemniaka, to było go tak mało, jak koniec palca. Osolone, jałowe i takie się jadło. Rano dali kromeczkę chleba razowego, ale ponieważ oczy miałam dobre, to umiałam popatrzeć, że był podsypany trocinami - nie mąką, tylko trocinami. Czarną kawę robili tak, jak się robi zbożową, ale jeszcze raz albo dwa razy tyle wody dolewali, więc ona taka była jak herbata. Ani cukru, ani masła, ani margaryny. Jeśli dali cukru może raz na tydzień, to ta opiekunka ten cukier zabierała. Chleba nam po kromeczce dawała, ale ona go miała więcej, bośmy to podglądali, widzieliśmy. Wobec tego jaki człowiek był głodny straszliwie i straszliwie chudy! Bo ja widziałam to po innych: że mieli wielkie głowy, wielkie oczy, łysa głowa, żebra na wierzchu, kości to były takie grube, a uda czy nadudzie to było chudziutkie! Tylko kości kolan i kostki były takie wielkie, grube. Ja siebie nie widziałam ale widziałam to na innych. Kto był chory, to albo wyzdrowiał sam, albo umierał.
Esesmani i funkcyjni, Żywność w obozie, głód / Janina Krempa
Byłam wyznaczona do pracy przymusowej do Niemiec. Mój ojciec wziął gęś pod pachę i poszedł do arbeitsamtu. Tam załatwił, że zostałam tu w Mielcu i że tutaj wyznaczyli mnie do pracy w obozie. Byłam przeznaczona do pracy w kuchni, do zmywania garów. Bardzo dobry był ten kucharz, szef całej kuchni, bardzo dobry. Jak szłyśmy do domu to nam do kieszeni wsypywał cukier, bo wiedział, że my tego nie mamy. I zupę myśmy brały, bo dawał nam do dzbanków to, co zostało. Kazał nam sobie dzbanki przynosić. Jak została zupa z obiadu, to nam nalewał i już do domu kazał nam iść. Pracowałyśmy osiem godzin, a prowiant kosztował nas 12 zł! Pamiętam to jak dziś. A ja zarobiłam tylko 10 zł na miesiąc! Dlatego mój ojciec musiał te 2 zł dopłacać. Herbata była ziołowa, taka sztuczna - jak to za Niemców było - sacharyna była, chleb i marmolada. To wszystko kosztowało 12 zł. Ojciec więc musiał dać mi pieniądze, żebym mogła te 2 zł wyrównać i żebym mogła ten prowiant dostać.
Żywność w obozie, głód / Jacek Kisielewski
Mama szczególnie narzekała na brak mleka dla najmłodszej córy, czyli naszej najmłodszej siostrzyczki, bo tego mleka nigdy nie dostawały. Mleko dostawali żołnierze Wehrmachtu. Ono było gotowane, więc czasami w kuchni udało się podwędzić trochę mleka, ale znowu nie było go gdzie trzymać. Nie wiem jak mama sobie radziła. Narzekała zawsze na to, że najmłodsze dziecko było niedokarmione. Czy mama też straciła swój pokarm? Nie wiem, ale jak nas aresztowano to siostrzyczka miała cztery i pół miesiąca, a była karmiona z piersi. Inne dzieci, takie jak ja, myśmy dostawali zupę na obiad. Zupa powstawała na bazie często, gęsto nie ziemniaków, tylko oskrobin [!], bo właściwe ziemniaki z jakimś tam jedzeniem dostawała cała służba wartownicza. Inne pożywienie trafiało do magazynów obozowych i często szło dla psów! One były ważniejsze niż ludzie!
Żywność w obozie, głód / Alfons Andrzejewski
Najgorzej było w Smukale, jak nas zawieźli, to brukiew przywieźli. To był grudzień, mroźny dzień był. Oni tam zaczęli nosić, trzeba było przenieść na noszach, czy jak tam się dało do piwnicy, do kuchni. A kuchnia była po tej stronie Brdy. Niemcy się nie zgodzili, bo by ludzie uciekli. I nie dało nosić, musiało zostać do drugiego dnia. A przyszedł taki mróz w nocy, że ona przymarzła. Jak ją nieśli do piwnicy za dzień lub dwa, to jeszcze było, ale później ona zaczęła tam gnić, bo odtajało, to swąd był. I tak gotowali dla ludzi. Jak miskę brali, to było widać: woda oddzielnie i brukiew oddzielnie, dno było widać. A na ten kocioł 70 litrowy kostka margaryny była pokrojona. Ja miałem chleba pod dostatkiem, bo brat był na wolności, ojciec miał dość liczną rodzinę, to zawsze ktoś znalazł się, że coś podwiózł. A tutaj jeszcze tak mocno nie pilnowali, to zawsze ktoś w niedzielę przyjechał i bochenek chleba przywiózł. Nawet mogłem drugich poratować. Miałem takiego kolegę, był rok starszy ode mnie. Jak jechaliśmy do obozu, to zawsze mówił: "nim ja zbiednieje, to ten chudy już umrze". A ja byłem tak dość słaby wtedy. A on wytrzymał tylko do czerwca... i poszło. Mówiłem: "Bernard, ja ci dam chleba." "Nie, to co dadzą, to musi starczyć!" Taki był honorowy, że nie wziął. I tą brukwią żył i nie wytrzymał. Nie wytrzymał.
Kontakty z ludnością cywilną, Żywność w obozie, głód / Stefania Pawlak
Z ciekawości podchodziłyśmy pod druty i wypatrywałyśmy ludzi spoza obozu. Od czasu do czasu przechodziły obok lagru przedszkolanki z dziećmi. Był taki moment, że szedł chłopiec do miasta i niósł ciasto. On raz w tygodniu nosił to ciasto do piekarni, do pieczenia. Na drugi raz przyczaiłyśmy się i mówimy mu: "Daj chleba, daj chleba". Za jakiś czas ten chłopak wrócił i przyniósł dwie pajdy chleba. A więc my podbiegliśmy do tego drutu. Kiedy wachman odszedł w drugą stronę, to my wyciągaliśmy ręce przez te druty, żeby nam podał chleb. A przecież on to mógł przerzucić! Ale nam dzieciom nie przyszło to do głowy! Więc ustawiliśmy się jedno dziecko za drugim, jeden drugiego trzymał, żeby ten pierwszy mógł dostać ten chleb, jak to w zabawie z rzepą. Ale ponieważ wachman już wracał, to ten chłopak się wystraszył i rzucił chleb między druty. Więc myśmy już do wieczora nad tym chlebem stali, chodzili i patrzyli, ale nie było można go niczym dostać. Nie było tam nikogo mądrzejszego i starszego od nas, który by wymyślił jakiś sposób na to.
Kontakty z ludnością cywilną, Żywność w obozie, głód / Stefania Pawlak
Ojciec mój pracował w kopalni i wychodził wcześnie rano do pracy, w kopalni św. Anny w Pszowie. Więc wychodził rano do pracy, ci mężczyźni najprawdopodobniej wszyscy pracowali chyba w tym, poza wyjątkami, że gdzieś w polu, a tak to pracowali w kopalniach. Od czasu do czasu ojciec przynosił kawałek chleba. Kromka chleba, złożone dwie kromki, takie przekrojone na pół. To czasami przynosił, albo ugryzione, to było z jakąś marmoladą, albo z czymś i dzielił tym chlebem. "Ale nikomu nie mówić, że przyniósł". Co się okazało? Kiedyś jak z tatą pracowałam, w polu jak pracowałam, to się okazało, że ten chleb to [zostawiały] dzieci, które przechodziły. Więc jednak ludzie chcieli pomagać. Te [przedszkolanki] szły niby z tymi dziećmi i najprawdopodobniej gdzieś, że to niby dziecko ugryzło, rzuciło na tym poboczu, tą drogą, gdzie wracali właśnie ci robotnicy, ci górnicy. Jak ojciec w jeden dzień, to na drugi ktoś inny podniósł ten chleb. Nie mogli brać tak, tam nie było tego chleba do pobrania ileś tam, tylko to było tak, że się udawało jednak przemycić. Znam taką sytuację, że jadłam chleb, który ojciec przyniósł i podzielił. To było takie niebo w tym całym życiu.
Warunki życia w obozie, Żywność w obozie, głód / Maria Podrez
Wiem, że na pewno nie było mleka i że mamusia zwróciła się tam do komendanta lub do kogoś innego, że dzieci nie dostają mleka. Podobno od tej pory dolewali troszkę mleka do tych zupek, które dostawały dzieci. Moja młodsza siostra wychowała się prawie bez mleka i to akurat w tym trudnym okresie niemowlęcym pomiędzy czwartym miesiącem a pierwszym rokiem życia. Wszyscy dorośli i starsze dzieci szły do pracy, a te maluchy zostawały bez żadnej, kompletnie bez żadnej opieki. Pamiętam, że niemowlęta i te dzieci malutkie a to coś się kotłowały, a to płakały, jak to małe dzieci. A było tych dzieci dwadzieścioro, trzydzieścioro, może więcej. I ciągle płakały: pewnie się zmoczyły i były głodne. Wiem, że były to dzieci w różnym wieku: od niemowlęcego do pięciu lat. Bawiłam się z młodszą siostrą i bratem, może i z innymi dziećmi. Mamusia zawsze kazała pilnować tej młodszej siostry, bo była w takim wieku że zaczęła raczkować. Kiedyś spadła z tej pryczy wysokiej, bo nie upilnowałam widocznie.
Esesmani i funkcyjni, Żywność w obozie, głód / Teodor Stawski
Grałem i spacerowałem sobie między barakami. W pałacu na dole, od frontu, była wartownia, wachstube. Tam wartownicy siedzieli. Grałem akurat kornblumenblau, la, la, la. Wartownik mówi: "Chodźcie tu chłopcy". Byliśmy we dwójkę. Pyta się, skąd jestem. Ja mówię, że z Bydgoszczy. "O, to ty po niemiecku umiesz". Ja mówię: "Trochę umiem po niemiecku". Pyta się, czy umiem buty czyścić. Ja mówię, że tak. To on mówi: "Jutro przyjdź na wachstube". Przyszedłem, pokazał mi swoje buty. Tam było czterech czy pięciu gestapowców, którzy jeździli samochodami, to im te buty codziennie wyczyściłem. Były tam jeszcze dwa psy jednego szofera, spaniele. Miałem się nimi opiekować. Buty czyścić i psami się opiekować. Dla nich było żarcie z oficerskiej kuchni, a my mieliśmy jedzenie lagrowe. Dali mi w kuchni jedzenie dla tych psów, żebym im zaniósł. Tam były kartofle, sos, mięsko, wszystko. Przez park szedłem i ręką to jadłem. Zjadłem wszystko, a im domieszałem tego lagrowego, co sam miałem jeść. Dałem tym psom i sobie narobiłem kłopotu, bo pies nie może gorącego jeść. Może się wściec. Jeden doszedł i się wstrzymał, wstrząsnął się i odszedł od miski. A ten drugi już kłapał. Po chwili zaczął piszczeć i skomleć. Skomlał i latał. Jak się lager kończył, była brama i jeden wartownik. Pies tam poleciał, gryzł kamienie, gryzł piasek. Wściekł się ten pies, który się oparzył. Piana mu szła z pyska. A przy tej wartowni stało drzewo i był dziki rój pszczół. Kilka pszczół wyleciało z pnia i go obsiadły. Ten wartownik, co tam stał, przyłożył mu i zabił tego psa na miejscu. Ja się nie przyznałem, że od gorącego on to dostał. Ten wartownik poświadczył, że nie było mojej winy.
Żywność w obozie, głód / Adela Kościelniak
W Pogrzebieniu rano podawano nam chleb z marmoladą, na kolację coś do picia, kromka chleba, czy ile tam. To było okropne, cały czas to samo. Pamiętam, jak chodziłam do kuchni, chociaż nie wolno było. Schodziłam na dół, spodnie miałam takie pumpy, na dole ściągnięte, i tam mi nieraz ciocia wrzuciła coś, ktoś coś wrzucił do jedzenia. Zawsze byłam odważna, bo moja siostra starsza, ona nie chodziła.
Esesmani i funkcyjni, Żywność w obozie, głód / Alina Rumun
Posłuchaj:
Warunki życia w obozie, Żywność w obozie, głód / Emilia Małecka
Posłuchaj:
Warunki życia w obozie, Żywność w obozie, głód / Bolesław Fabrowski
Posłuchaj:
Esesmani i funkcyjni, warunki życia w obozie, Żywność w obozie, głód, choroby - śmierć w obozie / Adolf Kasprzyk
Posłuchaj:
Żywność w obozie, głód / Zbigniew Knapczyk
Posłuchaj:
Warunki życia w obozie, Żywność w obozie, głód, pierwszy dzień w obozie / Halina Skalbmierska
Posłuchaj:
Konsekwencje pobytu w obozie, Żywność w obozie, głód / Janina Boroń
Posłuchaj:
Wyzwolenie obozu, powrót do domu, Żywność w obozie, głód / Józefa Posch-Kotyrba
Posłuchaj:
Esesmani i funkcyjni, Żywność w obozie, głód / Józefa Posch-Kotyrba
Posłuchaj:
Praca niewolnicza, Żywność w obozie, głód / Barbara Kruczkowska
Posłuchaj:
Esesmani i funkcyjni, Żywność w obozie, głód / Genowefa Kowalczuk
Posłuchaj:
Warunki życia w obozie, Żywność w obozie, głód / Genowefa Kowalczuk
Posłuchaj:
Warunki życia w obozie, Żywność w obozie, głód / Edmund Szenkowski
Posłuchaj:
Esesmani i funkcyjni, Żywność w obozie, głód / Irena Lasoń
Posłuchaj:
Żywność w obozie, głód
Kazimierz Kozłowski

Texte alternatif

Żywność w obozie, głód
Jan Rotuski

Texte alternatif

Żywność w obozie, głód
Jan Rotuski

Texte alternatif

Żywność w obozie, głód
Edward Sypko

Texte alternatif

Żywność w obozie, głód
Henryk Wojtalewicz

Texte alternatif

Esesmani i funkcyjni, Żywność w obozie, głód
Henryk Wojtalewicz

Texte alternatif

 
Dom Spotkan z Historią Ośrodek Karta Ośrodek Karta EACEA