Ucieczka z obozu
Matka napisała list i z tego listu dowiedziałem się, gdzie rodzice są. Okazało się, że ich Niemcy wywieźli na przymusowe prace w głąb Niemiec. I całe rodzeństwo, tam wszyscy byli. I ja postanowiłem uciec, ale do tego musiała być jakaś okazja. Z tej okazji skorzystałem znacznie później, bo jeden z Niemców zabrał mnie do prac polnych w swoim gospodarstwie na jakiś określony czas. W ten czas nadarzyła się okazja, że uciekłem od tego Niemca. Już nie z obozu, ale od tego Niemca uciekłem. Był spokój, aż siostra do koleżanki napisała list i w tym liście zaznaczyła, gdzie ja się znajduję. Niemcy prawdopodobnie mnie szukali, bo zginął człowiek i znaleźli mnie. Pewnego dnia przychodzi gestapo i zabiera mnie. Tłumaczą, że za jakieś przewinienia zabierają mnie. Nie powiedzieli ani w domu, ani matce. Przewieźli mnie do takiego miasteczka, Neustadt nazywało się, w Nadrenii. Do gestapo wsadzili mnie, wymierzyli karę - 50 bykowców. Po 25 dziennie. Pierwszy dzień otrzymałem 25, następnego dnia drugie 25. I wtedy siedziałem jakiś czas w więzieniu.