| ||||
Obozy: [Potulice, Żory, Mysłowice, Pogrzebień, Bogumin] |
Praca niewolnicza
Te starsze dzieci, ja i mój kuzyn na przykład, pracowaliśmy na jesień w takim elewatorze zbożowym. Jak na takich młodzieńców jak ja, co nie miał jeszcze 14 lat, a kuzyn o dwa lata był młodszy, to była makabryczna praca! Nas tam usadowili na ostatnim piętrze, bo to pionowe elewatory były. Akurat ze zbiorów z tych okolicznych wiosek przywozili zboże (bo to za Niemca musieli oddawać te kontyngenty), to był nieraz rząd furmanek. Tam na dole do takiego zsypu to zboże wrzucali, tym transporterem wywozili na poszczególne piętra, a my tam w dwójkę mieliśmy takie szufle i musieliśmy to odgarniać. Były takie okresy, że nie było tych rolników ze zbożem, ale później jak się ich najechało, to myśmy nie mogli się wyrobić. Ten obóz to się chyba nawet finansował, wypożyczając ludzi, bo ci wszyscy, którzy tych najemnych robotników mieli, musieli płacić, a płacili obozowi. Pracowałem u takiego Preisa, który zwoził kontyngent ze wsi: owiec, cielaków, świń, krów. Byki tam też transportowaliśmy. Tam przychodziłem z tego obozu i siadałem na jego wóz - taki przyjemny był ten Preis, bo to wszystko były wioski polskie. Nie było więc problemu. Preis - samo nazwisko mówi, że wśród tych to był chyba Niemcem, a poza tym mówił po niemiecku. Z tym że i po polsku umiał, bo ze mną się porozumiewał. Jeździliśmy po tych wiochach i zbieraliśmy ten kontyngent przez trzy dni w tygodniu, a w czwartek w Żorach odbywał się taki aufteilung, czyli podział dla rzeźników.Praca niewolnicza
Ci Niemcy mieli dla nas jeszcze inne zadanie, bo front rosyjski się coraz bardziej zbliżał i zaczęło się fortyfikowanie terenu nad Notecią, w tych lasach. Pamiętam że nas użyto do tego. Tam dobrze było nawet przy kopaniu okopów - myśmy nie kopali, bo tam trzeba było siły, ale nosiliśmy gałęzie, paliki, bo jak wykopali te transzeje to trzeba było je umocnić faszyną. Tyle tylko, że to prowadziła taka organizacja budowlana niemiecka pod nazwą Organizacja Todta. Długo pracowaliśmy przy tych okopach (ci starsi chłopcy) aż do grudnia - to był okres przed świętami Bożego Narodzenia. Rano żeśmy zawsze stawali na apel, gdzieś godzina szósta, ciemno, zimno, mrozy jak cholera. Wstawaliśmy na ten apel, tam nas w te kolumny formowali, odliczali. Eskortowani byliśmy przez tych esesmanów aż tam w te lasy. To kawał drogi żeśmy szli, chyba 4 - 5 km zawsze do tej roboty. I pewnego razu też idziemy tak w kolumnie i zanim żeśmy doszli to się rozwidniło, ale tam już nikogo nie było! Pozamykane te łopaty, nie było już tej organizacji, tych majstrów niemieckich, przełożonych tych budowlańców. No więc widziałem jak jeden z tych esesmanów poszedł do telefonu, szukał tego telefonu, bo to w tej głuszy cholera nie wiem gdzie on go znalazł. Podobno zadzwonił do tego lagerführera i padła decyzja żeby wracać. I znowu ta kolumna idzie, ale zauważyliśmy, że jak to my w 1939 roku - zaczynają stamtąd uciekać Niemcy. Już ta cała wojenna epopeja do końca zmierzała. Jeszcze święta Bożego Narodzenia się tam odbyły - lagerführer zrobił się taki milutki, wszyscy ci strażnicy jacyś tacy bardziej ludzcy. Pamiętam, że nawet pozwolili nam na tym naszym baraku, przy pomocy tych dozorczyń, które były Polkami, zorganizować takie jasełka. Oczywiście w warunkach obozowych co to były za jasełka? Ale te dzieci jakoś tak te święta odbierały, że chyba cała ta wojna zmierza ku końcowi.Wyzwolenie obozu, powrót do domu, pamięć o obozie
Ale ciągle czekaliśmy na jakiś wysłanników ze Śląska. Gdzieś tak pod koniec lutego, w marcu przyjechała ekipa towarzyszy, bo nie wszystkich Niemcy zwinęli, nie wszyscy zostali ostrzeżeni. Na przykład taki Polak z Czeladzi - on zorganizował tą ekipę. Transport kolejowy był też przede wszystkim na usługach wojska, także było ciężko nas stamtąd przywieźć. Ale w końcu przyjechali i zabrali tylko część dzieci, no bo się nie dało wszystkich wziąć, bo to kupa ludzi. Dzisiaj jest jeszcze ponad sto dzieci, które się zjeżdżają nieraz na takie zjazdy, żeby się zobaczyć, kto jeszcze żyje i jak żyje. W końcu nas ostatnią grupę zabrano, załatwiono z koleją wagony towarowe. Tam nam w tych towarowych wagonikach dali takie piecyki żelazne, a na stacjach nam kolejarze dali zawsze węgla. I tak żeśmy jechali aż przeszło tydzień z tej Bydgoszczy, a ciągle jeszcze w tych ubiorach poniemieckich, bo to były cieplutkie takie. I w marcu wróciliśmy tu do tej miejscowości. Oczywiście nikogo z rodziców nie było, bo wszyscy byli na terenie Niemiec. Ojciec mój był w Mauthausen, matka była w Buchenwaldzie.Przyczyny aresztowania, uwięzienie i transport do obozu | ||
Posłuchaj:
| ||
Warunki życia w obozie | ||
Posłuchaj:
| ||
Esesmani i funkcyjni, warunki życia w obozie, Żywność w obozie, głód, choroby - śmierć w obozie | ||
Posłuchaj:
| ||
Esesmani i funkcyjni | ||
Posłuchaj:
| ||
Przyczyny aresztowania, uwięzienie i transport do obozu | ||
Posłuchaj:
| ||